06 lutego 2025

Czy podróżowanie jest dla wszystkich?

Oczywiście istnieją różnego typu podróże - backpackerskie, all inclusive, zorganizowane grupowo, wyjazd z przyjaciółmi/ rodziną, wyjazd zakochanych a nawet istnieją różnego poziomu solo podróże - budżetowe, luksusowe, weekendowe wypady, podróż życia, przeprowadzka, wyjazd do pracy, delegacja służbowa, niekiedy szaleńcy jadą tak na randkę w ciemno (nie polecam). 

Nie mogę tu poruszyć wszystkich tych rodzajów jakoże moje doświadczenie jest uboższe. Nigdy nie byłam na all inclusive i nie sądzę bym się odnalazła w tego stylu wyjeździe. Ale z perspektywy osoby, która lubi poznawać nowe miejsca i była w kilku “dziczach”, chciałabym dać temu zagadnieniu jakim jest podróżowanie, trochę światła. 

Większość ludzi złudnie kojarzy podróże z czymś przyjemnym, relaksem, przygodą i fajnymi wspomnieniami. Ci co zostają w domach - zazdroszczą innym bycia na plaży lub zwiedzania Big Bena. Wszystko to dzieje się na podstawie zdjęć. Ile osób pomyślało, ze przez resztę dni na tej plaży padało a woda w oceanie była tak zimna, że w ogóle nikt w niej nie pływał? Kto się zastanawiał nad wysoką ceną biletu wstępu na zegar który obejmował 334 schody w górę i w dół a przecież ma się problemy z kolanami? A czy warto wspominać wakacjach gdzie teściu doświadczył klątwę faraona, tak “rzadko” spotykaną przy stole hotelowego bufetu? Na pewno niezłe akcje napotkaliście na swoich wyjazdach, które przeistoczyły nie w anegdoty lub tajemnice. A zatem dlaczego wciąż podróżowanie kojarzone jest z taką przyjemnością? 

Być może dlatego, że nie jest to dane wszystkim, że niektórzy czekają na to całe 365 dni aby wyjechać tylko na 2 tygodnie; być może jest to jedyna opcja gdzie czujemy się wolni i bez obowiązków, kiedy możemy dać na luz; albo to jedyna “inność” w naszym życiu, jedyna zmienność, która staje się atrakcją tak dużą, że potem żyjemy nią resztę roku opowiadając o tym różnym znajomym. 

Każdy z nas ma swoje powody tak samo jak i historie. 

Moja sprowadza się do totalnej mieszanki i pozornego chaosu - skakania z jednego miejsca na inne, próbowania przeróżnych rzeczy, łapania się “byle czego”. Tak można to widzieć. Ja to widzę, a raczej czuję, że podążam za swoim wnętrzem i za tym by być w zgodzie ze sobą i odnaleźć się w tym świecie. Jest to dla mnie kluczowe do przetrwania, a wiem to stąd, że kiedy szłam w przeciwnym kierunku i przeciwko sobie, działy się tak złe dla mnie rzeczy, że to musiało się zmienić. I nie jestem osobą, która wierzy w przeznaczenie, ale w jakiś sposób zauważam tą niewidzialną siłę, która sprowadza rzeczy na różne tory i jestem temu i sobie wdzięczna, że akurat tym razem wykupiłam bilet na ten właściwy pociąg.

 

Dziwnie to teraz stwierdzić ale po tak długim czasie w końcu muszę przyznać, że mam do tego odwagę. Miałam już od pierwszej mojej samotnej wyprawy za granicę (o tym wkrótce), ale tego nie zauważałam, bo strach przykuwał wszystkie moje zmysły. 

Ale cóż to była za lekcja. Ile rzeczy w sobie rozwinęłam… (włączając w to depresje i uzależnienie od ziółka xD), hobby do fotografii, umiejętność oszczędzania, ogarnięcie życiowe - gotowanie, sprawy urzędowe (dziś już nie boję się dzwonić przez telefon do instytucji, nawet po angielsku ale i tak nawykowo mnie łapie ścisk w żołądku).  

 

A co z tymi podróżami? A no to, że są super! Każde! Ale są też te bardziej wyjątkowe - te które zapadają w pamięć jak nigdy, bo cię zmieniają; te które odkrywają w tobie piękno albo te przez które ty odkrywasz piękno w innych, być może się zakochujesz.. nie tylko w osobie.

Ale nie jest za darmo. I nie mam tu na myśli pieniążków (każdy wie ile hajsu kosztuje “wożenie się pomału”). 

Ale narazie skupmy się na tych dobrych rzeczach, które podróżowanie daje.

Zdecydowanie wzbogaca reflekcje nad światem i poszerza perspektywy, tolerancje i otwartość; jeśli tylko podróżujesz samemu. 

Bowiem w parze czy grupie jest zupelnie inna dynamika zarówno swojej osobowości jak i poznania miejsca. Nie dostrzega sie wielu rzeczy, nie poznaje sie siebie w tych nowych okolicznościach, które prowadza do rozwoju, bo skupienie jest skierowane na zewnątrz i na osoby towarzyszące. Podczas gdy w podróżach solo jesteś zatopiony w swoim wnętrzu, w tym jak przezywasz dana chwile, jesteś obserwatorem życia wokoło zamiast byciem w centrum. Nie musisz się dzielić z nikim słowami a nawet nie powinieneś - w tym tkwi bogactwo. Robisz to dla siebie a nie dla pokazania jakie twoje zycie jest “wspaniale”. Ważne jest to co z tobą zostaje. Kupisz drogiego drinka, żeby pokazać znajomym jaką masz świetną chwilę/ dzień albo że cię na to stać, a po 15 minutach, gdy już go wypijesz to dalej jesteś sobą ale z mniejszą kwotą na koncie. Natomiast przy zachodzie słońca, co nic nie kosztuje, a każdy może zobaczyć o konkretnej godzinie dlatego też nie musisz zawiadamiać o tym innych, nastąpi natchnienie, refleksja lub poznanie, które wkroczy do twojego świata i nie odejdzie dopóki nie zostanie zrealizowane. Nie od dziś natura jest najlepszym źródłem inspiracji (zaraz obok cierpienia) dla każdego artysty, poety czy nawet Zbyszka z osiedla. 

Aczkolwiek nie dla wszystkich nadają się podróże solo, tak samo jak i nie każdemu odpowiadają horrory do oglądania czy smak oliwek na pizzy.

Dla mnie jest to jedyna rzecz przez którą czuję że żyję. Inni mają hazard, sporty ekstremalne, rodzine, hobby, wyzwaniową prace; ja natomiast czuję się w swoim żywiole już gdy jestem na lotnisku. Choć niektóre rzeczy wysysają ze mnie energie (np. długa jazda samochodem czy też nadmierne planowanie - ale to akurat z własnej przyczyny, jaką jest mój styl myślenia - overthinking), to prędzej czy później przychodzi taki moment oddechu, realizacji tego gdzie jestem, co za mną i fascynacji zwyczajnym byciem

 

Ale tez trzeba dźwigać te gorsze momenty i jakoś w nich wytrwać, a choć jestem sobie wdzięczna za to co przeszłam gdy jest dobrze, to niestety to nie wystarcza żeby znaleźć w sobie siły gdy jest źle. I myślę, że trzeba być specyficzną osobowością już na starcie albo wykształcić w sobie pewnego rodzaju umiejętności na trudności podczas podróży ponieważ, wieloma niewiadomym i wyzwaniom w różnych aspektach życia trzeba stawić czoła, co kształtuje mocną sprawczość i pewność siebie, pobudza determinacje ale także i nerwy we wszystkich wymiarach, nadwyręża mnóstwo cierpliwości i sprowadza niekiedy na granice twojej wytrzymałości i godności.

Wszystko się sprowadza do naszej kochanej piramidy potrzeb

1. Fizjologiczne (siku, papu, zzz..., ciepło)

2. Bezpieczeństwa (fizyczne i emocjonalne)

Reszta już zalicza się do bardziej luksusowych bo można bez nich przeżyć (choć cóż to za życie..)

3. Miłość i Szacunek

4. Samorealizacja

5. Duchowość

Więc w podróży każdego dnia toczy się walka tych wszystkich potrzeb i na pierwszeństwo wkraczają przeróżne w danym czasie - normalnie wyścigi jak na koniach. I jeśli mówimy o różnych poziomach życia (nie mylić z wymaganiami), to w podróży można doświadczyć bardzo ciekawych wniosków i spostrzeżeń.

Można iść do exclusive toalety z hydromasażem w all inclusive albo do dziury w ziemi gdy jest się w dziczy. I o ile masz to szczęście że możesz wybrać w niektórych miejscach, tak inne zmuszają cię do pokory. Ale jak wspaniale się przez to docenia proste rzeczy, gdy już się dostaniesz do cywilizacji..

Zazwyczaj nie masz nawyku myśleć ani planować jak zaspokoić swoje potrzeby. Natomiast w podróży jest zarazem nieuniknione jak i najważniejsze aby przemyśleć lub sprawdzić miejsce do którego się wybiera. Bo jak wspomniałam wcześniej, życie jest niekiedy bezlitosne. Dlatego też nie dla wszystkich będzie to, że mogą się obyć dzień czy dwa bez prysznica. Nie każda laska poradzi sobie z "brakiem toalety" w okres. A co dopiero spanie w dziczy, gdzie słychać każdy szelest liścia, budzi cie nocna burza lub ludzie wybierający się na surfing o 5 rano.. a na następny dzień ty musisz prowadzić samochód przez 3h i być skupionym na maksa bo nie znasz drogi a leje jak z cebra ale musisz zdążyć przed 16 zanim zamkną ostatni bar mleczny ze świeżą rybą bo akurat ci się skończyło jedzenie z supermarketu. No i oczywiście szukanie najtańszej stacji na to najdroższe paliwo na świecie.. Aha i w niektórych miejscach nie wychodzenie po godzinie policyjnej, bo możesz niewrócić...

Dlaczego ktoś miałby narzekać? Przecież podróże to sama frajda i wspaniała przygoda.

Tak i też jest. 

Tak samo jak to jest mój wybór aby przejść 18km na hike wśród pięknych polan lub wejść na 1800m n.p.m, spocić się jak świnia i zamęczyć juz bolące kolana, żeby tylko zobaczyć chmury osłaniające horyzont. Zamiast leżeć do góry plackiem gdzieś w hotelu i oglądnąć serial. To mój wybór na który się decyduje z wszystkimi jego nieprzyjemnościami, ale nie mówię, że żałuję nawet gdy jest ciężko. Niektóre rzeczy nie są i nigdy nie będą przyjemne ani zadowalające. Bo oczywistym jest że -35 stopni jest w cholerę zimne i możesz umrzeć po 20 minutach wychłodzenia gdy nie przemyślisz wyprawy a zrobienie zdjęcia aurory staje się niemożliwe przez zdrętwiałe palce. Jasne że samo chodzenie przez 4h w pełnym słońcu, żeby zobaczyć ten wyjątkowy wodospad inny od tych 20 pozostałych jest męczące w ciul.

Ale to jednak sprawia że jako istota żyjąca czuję że właśnie żyje, że moje ciało jest sprawne a głowa ogarnia. Że jestem dość zdrowa aby to wykonać, że mogę i chcę i że mam ten wybór. A co mi daje kolejny odcinek serialu oprócz chwili śmiechu, bezruchu ciała i upływu czasu? Może coś by dawał.. Ale gdy każdy dzień ma tak samo wyglądać to skąd wiesz które twoje lata są najlepsze? Jak masz wiedzieć kiedy czułeś się najlepiej w swoim życiu, co lubisz w sobie, kiedy ci się podobało najbardziej, gdzie chciałbyś spędzić resztę swojego życia i w jaki sposób? Jak nie doznasz niewygód to jak będziesz wiedział i czuł że to co masz w życiu jest dobre i wartościowe? I najważniejsze o co warto walczyć gdy masz zwątpienie w życiu i co daje ci siłę na kolejny dzień?

Takie pytania są istotne.

Być może w twoim przypadku podróże nie pozwolą Ci znaleźć odpowiedzi na nie. Ale warto warto warto szukać i eksponować się na różne rzeczy aby pewnego dnia złapać właśnie to co jest ważne. Dlatego spytaj siebie kiedy ostatnio poczułaś wdzięczność za to co masz w życiu? Bo zostaliśmy przyzwyczajeni do tego, że nasze prymityne potrzeby są zaspokojone i nie musimy już o nie zabiegać. To jest nasza podstawa dlatego te "wyższe" się budzą i mamy zagwostki typu: "co zrobić żeby być spełnionym, czy istnieje bóg, który życiowy kierunek obrać, jaką pracę wybrać aby dała mi satysfakcję i spełnienie" itd... One też są istotne.

Ale wciąż.. bez tych wszystkich rzeczy materialnych, bez pracy i ludzi cię otaczających, ostatecznie gdy patrzysz w lustro to wiesz kim jesteś i co się liczy w twoim życiu? Czy umiesz nieosądzić wyboru drugiego człowieka? Czy umiesz przeżyć dzień bez telefonu? Bo w dziczy nie ma WiFi i już nie wygooglujesz co znaczy twoja wysypka na plecach.

 

Także nie wszyscy mogą to udźwignąć, nie wszyscy są na tyle ogarnięci żeby temu podołać i nie wszyscy wykombinują to co trzeba. Ale podróżowanie może także stać się ucieczką od innych równie trudnych jak nie trudniejszych rzeczy w życiu. Niekiedy łatwiej przybrać taki scenariusz, że się kocha podróże i dlatego zmienia się często miejsce zamieszkania, zamiast przyznać do tego, że ma się problem z zaangażowaniem, bliskością, zobowiązaniem, odpowiedzialnością, stawianiem granic, itp. Nic nie jest proste. A może inaczej - wiele rzeczy jest prostych ale nie jest łatwych. Są rzeczy trudne i trudniejsze i te paraliżujące. Niektóre są oczywiste, ale kompleksowe, a inne zaś ukryte gdzieś, gdzie nie możesz się doszukać rdzenia pomiędzy chwastami, które odwracają twoja uwagę. I weź tu żyj człowieku. 

A oprócz tego świat i ludzie wymagają od nas łagodzenia konfliktów zbrojnych, bycia nieskazitelną matką 5-tki dzieci, szefową korporacji prawniczej, lotów w kosmos i eksploracji horyzontu zdarzeń. Poziom oczekiwań i stresu się nie kończy.

Podczas gdy i tak nic nie znaczymy w tej strukturze, to przypisują każdemu odgórna kwotę podatków na dzień dobry oraz zadłużenie kredytowe kraju. A gdy ustawiasz swojej w głowie i w sobie poziom godności, moralności, szacunek do siebie i wartość bezwzględna od środowiska, to przyjdzie ci jedna bliska osoba, której ocena demoluje konstrukcje stuleci zostawiając nic więcej jak chaos emocji, których i tak nie umiemy rozgryźć bo w szkole przecież ważniejsza była muzyka i plastyka.

Teraz to popłynęłam haha

Wracając do tematu. Zawsze będę zwolenniczką “życia po swojemu”, cokolwiek to znaczy. Tak samo jak nie przyjęłam wygodnej pracy przez znajomość, bo nie leżała w moim zakresie zainteresowań, tak nie mogę powiedzieć, żeby każdy zaczął podróżować bo to rozwija.

Każdy zna siebie najlepiej, a jeśli jeszcze nie zna, to właśnie dlatego polecam spróbować kilka razy samotny wypad - najlepiej zacząć gdzieś blisko i powoli zwiększać dystanse, a także nie zrażać się po pierwszym razie, bo zawsze coś pójdzie niezgodnie z planem i będzie niewygodnie chwilami. Ale bogactwo doświadczenia, które odkryjecie będąc sam na sam ze sobą w podróży, przyniesie wam niezmiernie ważną lekcję życia wobec własnej postawy. A ta będzie wam towarzyszyć ZAWSZE.

Kiedyś usłyszałam przypowieść, którą nie znajdę ani nie przytoczę dokładnie ale przesłanie było takie, że 

"Z momentem gdy piękną rzecz nazywasz piękną i ubierasz w słowa, już pomniejszyłeś jej prawdziwą wartość i straciłeś z oczu." 

 

Myślę, że to nadzwyczajne oddanie tego co się dzieje w podróży ze sobą, bo tak jak piękna nie da się nazwać ani sklasyfikować pod żadne pojęcie czy definicje, tak swoich przeżyć wewnętrznych nie da się pokazać.

Niektóre rzeczy zwyczajnie  i tylko należą do świata odczuć.

Website created in white label responsive website builder WebWave.